Grzegorz Bonin grał w Zabrzu trzy lata. W tym czasie Górnik spadł z ekstraklasy, rok później do niej awansował, a w minionym sezonie zanotował najlepszy rezultat od 16 lat, zajmując 6. miejsce. Nic dziwnego, że wysoki skrzydłowy jest zadowolony z tego, co w Zabrzu osiągnął. Po przejściu do Polonii Warszawa, popularny "Boniek" nadal trzyma kciuki za Górnika.
Jak ocenisz w telegraficznym skróce te trzy lata spędzone w Zabrzu?
- Przede wszystkim minęły one bardzo szybko. Grałem jako prawy
obrońca, potem był spadek, upragniony awans do ekstraklasy i w końcu bardzo
udany sezon, zakończony 6. miejscem. Emocji było naprawdę bardzo dużo i muszę
przyznać, że w porównaniu do czasu jaki spędziłem w Kielcach, trzy lata w Zabrzu
minęły jak z bicza strzelił.
Chyba nie możesz powiedzieć, że w tym
czasie się cofnąłeś w rozwoju jako piłkarz?
- Na pewno nie, choć nie
ukrywam, że nie tak to sobie wyobrażałem na samym początku. Ambicje i plany na
pewno zostały szybko i boleśnie zweryfikowane przez boisko. Z gry w Górniku i
tych trzech lat jestem jednak zadowolony.
Masz jakieś szczególne
pamiątki z tego okresu?
- Chociażby zegarki, które wygrywałem w
głosowaniach SMS-owych, kiedy kibice wybierali mnie najlepszym piłkarzem Górnika
w poszczególnych miesiącach. Na pewno nie zapomnę także o kolegach, bo z
niektórymi zdążyłem się świetnie zaznajomić.
Najładniejszy
gol...
- Runda jesienna sezonu, w którym spadliśmy i trafienie na 1:1 z
GKS-em Bełchatów. Kilka innych dało mi pewnie więcej radości, ale to było
najładniejsze (do zobaczenia TUTAJ
- przyp.red.).
Najlepszy mecz?
- Jesienią z Cracovią, wygrany
3:2. Wtedy mógł wygrać każdy. Przy 2:2 Cracovia miała rzut karny, ale Adam
Stachowiak obronił. Strzeliłem decydującego gola i wygraliśmy bardzo ważny mecz
na wyjeździe (do zobaczenia TUTAJ
- przyp.red.).
Między innymi dzięki temu otrzymałeś powołanie do
reprezentacji...
- To tylko świadczy o tym, że Górnik zaliczył bardzo
udany sezon i mam tu na myśli wszystkich piłkarzy. Wiadomo, że w każdej drużynie
muszą być indywidualności, ale tutaj stworzyła się zgrana paczka ludzi, w której
równowaga między indywidualnościami a grą zespołową była zachowana. Powołanie
było zasługą nie tylko mojej dobrej formy, ale i dobrej gry reszty
zespołu.
Powiedziałeś wtedy "Marzę o grze na Euro". To dalej
aktualne?
- Raczej nie. Dostałem wtedy powołanie i czułem, że jestem w
formie, a mimo to trener Smuda nie dał mi szansy gry. I tak sobie myślę, że
pewnie już jej nie da. Zresztą sam przyznał, że budowa drużyny na Euro powoli
dobiega końca. Na pewno jeszcze jakieś jednostki błysną formą i dostaną
powołania. Nie powiem, chciałbym, ale raczej już na to nie
liczę.
Teraz już możesz spokojnie zdradzić kulisy swojego odejścia z
Górnika.
- Rozmawiałem zimą z Polonią Warszawa, ale też z innymi klubami.
Ostatecznie z nikim nie doszedłem do porozumienia. Teraz do wyboru były dwa
kluby oraz możliwość zostania w Górniku. W ciągu jednej doby zdecydowałem się na
podpisanie kontraktu z Polonią.
Jak twoją decyzję przyjęli koledzy w
szatni?
- Chyba każdy wiedział, że tak to się potoczy. Taka jest kolej
rzeczy, dla piłkarza to normalna sprawa i nikt nie miał do mnie o to pretensji.
Jedynie szkoda mi, że odchodzę w takim momencie, kiedy wywalczyliśmy całkiem
przyzwoity wynik. Niestety poza tym i świetną postawą kibiców cała reszta nie
nadążała.
Za tobą do Warszawy podążają też Robert Jeż i Daniel
Sikorski. Będzie ci raźniej.
- Powtórzę raz jeszcze, że cały zespół grał
bardzo dobrze i teraz nie dziwi mnie, że zawodnicy dostają ciekawe oferty.
Zajęliśmy 6. miejsce, choć tak naprawdę naszym celem było utrzymanie w lidze. Co
do Jeża, to cieszę się, że będę mógł dalej z nim występować w jednej drużynie.
Nie trzeba go przedstawiać, gra z nim to wielka przyjemność. Powiem szczerze, że
z lepszym piłkarzem w jednej drużynie jeszcze nie grałem i dziwię się, że do tej
pory nie zrobił kariery w markowym klubie na Zachodzie.
Jak widzisz
przyszłość Górnika w nowym sezonie?
- Ciężko coś powiedzieć, bo nie
wiadomo kto do Górnika trafi. Wydaje mi się jednak, że chłopaki nie obniżą
poziomu. Najważniejsze, by zdobyli jak najwięcej punktów jesienią. Zimą można
spokojnie popracować, a w rundzie wiosennej gra się zdecydowanie łatwiej bez
noża na gardle. Idealny byłby scenariusz z minionego sezonu.
Powstała
też luka na prawej stronie pomocy. Jak sądzisz, kto ją wypełni?
- Nie
wiem, ale to chyba nie jest wielki problem. Fakt, przez trzy lata miałem pewne
miejsce w składzie, ale przede mną też ktoś występował na tej pozycji i nie mam
wątpliwości, że ktoś odpowiedni zajmie moje miejsce. Pewnie będzie to jakiś
młody, perspektywiczny zawodnik.
Kibice twoją decyzję przyjęli raczej
ze zrozumieniem.
- Zawsze mi imponowali. Byłem świadkiem tylko jednego
karygodnego i niedopuszczalnego zdarzenia, ale bardziej winiłbym o to ówczesny
zarząd, który wiedział o całej sprawie, a mimo to nie interweniował. Pamiętam
też, jak kibice surowo nas oceniali w I lidze, gdzie na początku wygrywaliśmy po
słabych meczach. Po wygranej 1:0 w Kluczborku mieli pretensje do nas, że mamy w
końcu zacząć grać w piłkę. Skończyło się awansem, ale przykład Piasta Gliwice
pokazuje, że gra na zapleczu jest bardzo niewygodna. Co by jednak nie mówić, to
zapamiętam Torcidę, że była zawsze naszym dwunastym zawodnikiem. W tym sezonie
przegraliśmy na własnym stadionie tylko dwa mecze, z czego jeden pechowo w samej
końcówce. To także ich zasługa.
Sprawy kontraktowe już dograne, to
pewnie teraz czas na urlop?
- Właśnie leżę na plaży w Łebie, gdzie
zabrałem rodzinę. Czasu na wypoczynek nie zostało zbyt wiele...
ip