Niedawno jeden z moich znajomych zapytał mnie, o czym jest ta nowa sztuka Martina Mc Donagha. Powiedziałem mu, że to sztuka o oszołomach. Jak to o oszołomach? - zapytał zaciekawiony. No, o terrorystach - oszołomach, dodałem, widząc narastające zdziwienie na twarzy znajomego. Fajna? Fajna i nawet śmieszna - odpowiedziałem krótko. W tym momencie mój znajomy zmienił pośpiesznie temat na inny. Wyraźnie widać nie uwierzył w to, że o terroryzmie można mówić w zabawny sposób, że można się śmiać z terrorystów i ich metod działania. Pewnie pomyślał, że kpię sobie z jego ciekawości.
Tymczasem, próbowałem mu powiedzieć w najkrótszy z możliwych sposobów - o czym to naprawdę jest. Tego samego dnia wieczorem postanowiłem zobaczyć jak na ten problem zawarty w "Poruczniku z Inishmore" reagują Amerykanie. Byłem pewien, że posypią się gromy na autora, że zostanie odsunięty od czci i wiary, albo jeszcze gorzej. 11 września!!!! Po chwili (dzięki ci Panie Boże za internet!) poczułem się nie mniej głupio niż mój znajomy. Nie dość, że obsypano sztukę wszystkimi możliwymi nagrodami (5 Tony Awards), to jeszcze wzbudziła spore emocje i dyskusje nad amerykańskim systemem walki z terroryzmem, a dokładnie nad absurdem wielu działań różnego rodzaju agencji rządowych. Amerykanie pełną gębą śmieją się z terrorystów-oszołomów, nie szczędząc przy tym śmiechu nad groteskowymi działaniami własnego rządu. Autor nie mógł chcieć więcej. W tym samym mniej więcej czasie zobaczyłem w telewizji dokumentalny film o rodzącym się w Rosji nacjonalizmie, wyraźnie podszytym faszystowsko-marskistowsko programem. Zobaczyłem facetów niemalże żywcem wyjętych z irlandzkiej sztuki. Podobne, zacietrzewione i wyraźnie ogłupiałe charaktery. Pomyślałem sobie wtedy, że to wielka szkoda, że nie mamy w naszym obszarze kulturowym, w naszym najbliższym otoczeniu kogoś takiego jak Martin Mc Donach, kto zadrwiłby mądrze z tego typu oszołomstwa. Być może komuś uratowałoby to życie. Być może ktoś zrozumiałby absurd swojego działania...
Głupocie potrzebne jest lustro, by mogła się w nim zobaczyć. Od dawna wiadomo, że najlepsze jest do tego krzywe zwierciadło. Gabinet luster na każdym rogu ulicy...
I to nie ważne, czy w Moskwie, Warszawie, czy Zabrzu. Wszędzie tam, gdzie przechadzają się z pozoru normalni ludzie.
Andrzej Sadowski - reżyser